PUBLIKACJE

Kto dorobił się na wojnie

Kto dorobił się na II wojnie światowej - Leszek Pietrzak, Zakazane historie

Na wojnie mogą bogacić się zarówno pojedynczy ludzie, wielkie firmy, jak i państwa. Nikt jednak specjalnie nie lubi się chwalić, że czerpał korzyści z konfliktu zbrojnego.

Nie od dziś wiadomo, że wojna oprócz gigantycznych kosztów i strat moralnych, jakie za sobą niesie, jest również źródłem wielkich zysków. Na wojnie mogą bogacić się zarówno pojedynczy ludzie, wielkie firmy, jak i państwa. Nikt jednak specjalnie nie lubi się chwalić, że czerpał korzyści z konfliktu zbrojnego. Tak samo jest w przypadku II wojny światowej, największego konfliktu w dziejach ludzkości. W wyniku II wojny światowej wzbogaciły się bez wątpienia kraje, które były jej zwycięzcami. Zarobiły także te kraje, które nie brały w niej udziału, deklarując swoją neutralność w tym konflikcie. Najbardziej jednak zdumiewające jest to, że na II wojnie światowej najwięcej zarobił ten kraj, który ją wywołał, przegrał i był okupowany przez zwycięzców.

Niemiecki majstersztyk

Nie ma co ukrywać, że krajem, który najbardziej zarobił na II wojnie światowej, okazały się Niemcy. Wywołały wojnę, okupowały wiele krajów Europy, gdzie dokonywali masowych grabieży. Miała ona różny wymiar i odbywała się na wielu polach. Przede wszystkim dotyczyły tego, co zawsze jest najcenniejsze i najbardziej wartościowe, czyli złota, pieniędzy i dzieł sztuki.

Zacznijmy zatem od złota. Już w marcu 1938 r., gdy III Rzesza dokonała aneksji Austrii, ze skarbca Austriackiego Banku Narodowego zniknęło 78 ton złota, o ówczesnej wartości prawie 100 mln dolarów. Gdy w marcu 1939 r. kolejną ofiarą stała się Czechosłowacja, w ręce Niemców wpadło 45 ton złota o wartości mniej więcej 50 mln ówczesnych dolarów. Polsce udało się uratować swoje 75 ton złota z rezerw Banku Polskiego. W ręce Niemców wpadło jedynie około 4 ton polskiego złota, jakie były zdeponowane w bankach Wolnego Miasta Gdańska. W trakcie podbojów Belgii, Holandii i Luksemburga w ręce Niemców wpadło prawie 350 ton złota. W 1941 r. do Reichsbanku trafiło też 11 ton złota zrabowanego w Grecji i Jugosławii, a w latach 1943–1944 około 100 ton złota z Włoch, Albanii i Węgier. W zasadzie oprócz Polaków tylko Francuzom i Norwegom udało się uratować swoje złoto. Niemcy rabowali nie tylko złoto z rezerw banków centralnych, ale także zwykłym obywatelom podbijanych krajów. W ten sposób w ich ręce trafiło co najmniej 140 kolejnych ton, którego właścicielami były przede wszystkim ofiary Holocaustu. W efekcie tej grabieży, rezerwy niemieckiego złota na początku 1943 r. były kilkadziesiąt razy większe niż w 1938 r. i jak się szacuje, były wówczas warte prawie 772 mln dolarów (według obecnej wartości około 7 mld dolarów).

Niemcy rabowali również rezerwy walutowe. W Czechosłowacji było to 25 mln dolarów, w Holandii 163 mln dolarów, we Francji 225 mln dolarów. Zajęcie Włoch po upadku dyktatury Mussoliniego pozwoliło Niemcom na zagarnięcie prawie 100 mln dolarów z rezerw włoskiego banku centralnego. Nie inaczej było w przypadku okupowanej Polski, która na bieżąco musiała przekazywać wszystkie dewizy niemieckiemu Reischsbankowi.

Trudno jest nawet oszacować, jak wielkie rezerwy walutowe okupowanych krajów trafiły ostatecznie w ręce Niemców. Niemcy zmuszali również podbite kraje do kredytowania prowadzonej przez nich wojny, co określane było „daniną na rzecz obrony” (Wehrbeitrag). W przypadku okupowanej Polski w latach 1941–1944 było to łącznie ponad 4,8 mld złotych.

Niemcy pomnażali swoje bogactwo rabując w okupowanych krajach wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Były to m.in. fabryki i ich urządzenia, surowce, towary, płody rolne, bydło, a także wszelkie dobra, należące do osób prywatnych.

Dobra kultury miały dla nich wartość szczególną. Były traktowane jako swoista polisa na przyszłość. Nikt nie oszacował ilości wszystkich skradzionych przez Niemców dzieł sztuki ani ich łącznej wartości, nawet w przybliżeniu. Na pewno jednak wynosiła ona miliony dolarów (dzisiaj zapewne miliardy). Lwia ich część nigdy nie wróciła do ich prawowitych właścicieli.

Gdy jesienią 1944 r. było już jasne, że wojna jest przegrana, całe skradzione bogactwo Niemcy zaczęli wysyłać za granicę do Szwajcarii, Hiszpanii, Portugalii, Argentyny, Chile, Brazylii i wielu innych krajów. To była operacja ściśle zaplanowana przez wysokich funkcjonariuszy SS i Kancelarii III Rzeszy oraz niemieckich finansistów i przedsiębiorców. Niemcy tworzyli wówczas za granicą dziesiątki spółek joint venture, na których konta wpływały fundusze, które potem były inwestowane. Kilkanaście lat po zakończeniu wojny nastąpił powrót wytransferowanego w czasie wojny kapitału do Republiki Federalnej Niemiec. Ten kapitał stał się podstawą niemieckiego cudu gospodarczego, jaki rozpoczął się w latach 60. To wszystko sprawiło, że Niemcy stały się ponownie gospodarczą potęgą.

Rosjanie grabią Europę

Gdy trwała jeszcze wojna, na Kremlu już myślano o tym, jak powinny wyglądać przyszłe niemieckie reparacje dla Związku Sowieckiego. Stalin uznał, że należy „odebrać Niemcom wszystko, co będzie do odebrania”. Zasada ta miała dotyczyć także satelitów III Rzeszy, czyli Włoch, Finlandii, Rumunii, Bułgarii i Węgier. Jak się potem okazało, w różnym stopniu zasadę tę Sowieci wdrożyli we wszystkich wyzwalanych przez nich krajach. Formalnie sprawa demontażu urządzeń przemysłowych i zaboru wszelkiego mienia została systemowo rozwiązana 8 stycznia 1945 r., gdy sowiecka Rada Komisarzy Ludowych podjęła uchwałę nr 67–31, która dotyczyła zdobyczy wojennych. Za takowe uznano m.in. zakłady przemysłowe, majątki ziemskie, dwory, magazyny, spichlerze, sklepy z wszelkim asortymentem, maszyny rolnicze, artykuły spożywcze, paliwo, pasze, bydło, sprzęt gospodarstwa domowego i inne wartościowe przedmioty. Trzeba jednak podkreślić, że w praktyce, Sowieci mogli uznać za zdobycze wojenne w zasadzie wszystko, co przedstawiało dla nich jakąkolwiek wartość. Ważnym krokiem organizacyjnym w realizacji tego zadania było powołanie w lutym 1945 r. Komitetu Specjalnego przy Państwowym Komitecie Obrony (GKO), który miał odgrywać rolę ciała koordynującego operację demontażu urządzeń przemysłowych na zajmowanych przez Armię Czerwoną terenach. Potem, przy poszczególnych Frontach powołano także komisje stałe, które miały zbierać i przekazywać wszelkie informacje na temat istniejących zakładów przemysłowych, urządzeń i materiałów, które były w rejonie działania poszczególnych sowieckich frontów. Bezpośredni demontaż fabryk i urządzeń przemysłowych był prowadzony przez wyspecjalizowane jednostki wojskowe, w skład których weszły m.in. brygady na szczeblu frontów, bataliony w armiach, samodzielne bataliony demontażowe, pułki samochodowe, bazy przeładunkowe, pociągi demontażowe, magazyny i bazy składowe. Niezależnie od nich Sowieci powoływali również inne wyspecjalizowane grupy do realizacji tego zadania. I tak m.in. powołano cztery specjalne zarządy montażowe, (oznaczone jako OMU 1-4) które miały zajmować się wyłącznie demontażem zakładów przemysłu ciężkiego. Ogółem wszystkie „organa trofiejne” Armii Czerwonej liczyły ponad 80 tys. ludzi.

Cała operacja zaczęła się w czerwcu 1944 r. gdy Armia Czerwona rozpoczęła demontaż i wywózkę wojennych łupów z Rumunii. Jak wyliczył historyk prof. Bogdan Musiał, tylko w okresie od czerwca do sierpnia 1944 r. Sowieci zdemontowali w Rumunii 33 zakłady przemysłowe. Podobny los spotkał również sporą część rumuńskich rafinerii naftowych, w tym największe z nich: w Ploeszti i Creditul – Minerco. Armia Czerwona grabiła również rumuńskie rolnictwo, przemysł spożywczy oraz zwykłą ludność. Potem przyszła kolej na Węgry, które podobnie jak Rumunia były sojusznikiem III Rzeszy. Sowieccy eksperci rekomendowali demontaż zakładów przemysłowych w Budapeszcie, Ózd i Miszkolcu oraz zabór znajdujących się w nich materiałów do produkcji. Proces demontażu węgierskich fabryk zaczął się jednak dopiero w lutym 1945 r. i trwał kilka miesięcy. Po Węgrzech przyszła kolej na Słowację, Czechy i Finlandię, które również traktowane były przez Sowietów jako sojuszników Hitlera.

Armia Czerwona rabowała nie tylko sojuszników III Rzeszy, ale także tych, którzy byli jej ofiarami. Dotyczyło to m.in. Polski. Gdy wkroczyła na tereny II Rzeczypospolitej i dotarła do linii Wisły, zaczęła się operacja przejmowania zdobyczy wojennych. Jej namacalnym dowodem były liczne przykłady demontażu urządzeń przemysłowych – a zwłaszcza gorzelni, młynów, cukrowni i taboru kolejowego we wschodniej Polsce. Akcji tej towarzyszyła kradzież mienia osób cywilnych, jakiej dopuszczali się żołnierze sowieckich jednostek. Do prawdziwego demontażu przemysłu i zaboru wszelkiego mienia doszło dopiero na terenach zachodniej Polski. Smakowitym kąskiem były dla Sowietów w szczególności tereny Górnego i Dolnego Śląska, stosunkowo mało zniszczone przez alianckie bombardowania. Sowieckie komanda konfiskowały tam całe zakłady przemysłowe, wszelkie surowce i produkty, a także żywność, zwierzęta hodowlane i paszę. W ten sposób zdemontowane zostały elektrownie, (m.in. w Miechowicach, Zabrzu, Zdzieszowicach, Mikulczycach, Blachwoni i Chełmsku Śląskim), a także huty (m.in. w Gliwicach, Katowicach, Świętochłowicach, Bobrku oraz Łabędach). Z kopalni Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego Sowieci wywozili nie tylko wydobywany w nich węgiel, ale także całe załogi, które kierowane były do pracy w kopalniach Donbasu. Sowiecka grabież objęła również tereny Poznańskiego, Pomorza, Warmii i byłych Prus Wschodnich. Nie miało większego znaczenia to, czy grabione tereny miały być częścią Polski, czy powojennych Niemiec.

Potem przyszła kolej na etap główny operacji, czyli demontaż przemysłu i grabież wszelkiego mienia w Austrii i Niemczech. Według prof. Bogdana Musiała sowiecka grabież wyzwolonej przez Armię Czerwoną Europy stała się podstawą modernizacyjnego skoku, jakiego Związek Sowiecki dokonał po II wojnie światowej. Dynamicznego rozwoju Związku Sowieckiego po roku 1945 nie mogły spowodować ani kredyty zagraniczne, ani żadne bodźce zewnętrzne, ponieważ nie zmieniła się zasada funkcjonowania gospodarki sowieckiego państwa. Rozwój ten mógł nastąpić tylko w wyniku polityki zorganizowanej kradzieży, jaką Sowieci uprawiali we wszystkich wyzwalanych krajach.

USA kredytowały wszystkich

Na II wojnie światowej zarobili również Amerykanie, stając się po jej zakończeniu prawdziwym supermocarstwem. W latach trzydziestych USA były najbardziej dotknięte światowym kryzysem gospodarczym. Produkcja przemysłowa w Stanach Zjednoczonych zmalała wówczas o prawie 50 proc. a w 1932 r. bezrobocie sięgnęło aż 25 proc. wszystkich Amerykanów. Wprawdzie w 1933 r. prezydent USA Franklin Delano Roosevelt rozpoczął realizację New Deal – programu reform, których celem miało być przeciwdziałanie skutkom gospodarczego kryzysu, ale udało się to tylko częściowo. Głównie dlatego, że w 1937 r. amerykańską gospodarkę dotknęła kolejna recesja. Rząd zmuszony był wówczas interweniować poprzez obniżenie stóp procentowych i dalsze rozszerzenie programu robót publicznych. Kto wie, jak by się to wszystko zakończyło, gdyby nie wybuch II wojny światowej.

Początkowo Amerykanie starli się zachowywać bezstronność w stosunku do wszystkich stron konfliktu. Szybko jednak dostrzegli, że na wojnie można zrobić dobry interes. W tym celu 4 listopada 1939 r. przyjęto ustawę „Cash and carry”, która zezwalała państwom prowadzącym wojnę na zakup amerykańskiej broni i amunicji za gotówkę i przetransportowanie jej na własnych statkach. Tak było do czasu, gdy kupującym zabrakło pieniędzy. Sytuacja uległa zmianie w grudniu 1941 r. gdy Amerykanie zostali wciągnięci do wojny przez Japończyków, którzy zaatakowali amerykańską bazę w Pearl Harbor na Hawajach. Wkrótce potem wojnę Stanom Zjednoczonym wypowiedziała również hitlerowska III Rzesza.

Cała amerykańska gospodarka została wówczas nastawiona na potrzeby wojny. Amerykanie musieli zaspakajać nie tylko swoje potrzeby, ale także sojuszników. Dotyczyło to zwłaszcza Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego, na których dość długo spoczywał główny ciężar wojny. Te kraje potrzebowały amerykańskiego sprzętu i uzbrojenia i to w nieograniczonych ilościach. Jego dostarczenie umożliwiał Lend-Lease Act, ustawa zezwalająca prezydentowi Stanów Zjednoczonych „sprzedawać, przenosić własność, wymieniać, wydzierżawiać, pożyczać i w jakikolwiek inny sposób udostępniać innym rządom dowolne produkty ze sfery obronności”. Produkowany w USA sprzęt wojskowy i uzbrojenie oraz wszelkie inne towary niezbędne do prowadzenia wojny zaczęły być wysyłane do Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. Temu ostatniemu Amerykanie przekazali m.in. 427 tys. samochodów, 22 tys. samolotów, 13 tys. czołgów, 9 tys. traktorów, 2 tys. lokomotyw, 11 tys. wagonów, 3 mln ton benzyny lotniczej, 350 tys. ton materiałów wybuchowych, 15 mln par butów, 70 mln metrów kwadratowych tkanin ubraniowych, 4 mln opon oraz 200 tys. km drutu telefonicznego.

Dużą pomoc w ramach Lend-Lease otrzymały także Chiny. Była to przede wszystkim pożyczka w wysokości 50 mln dolarów oraz dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego, które transportowano m.in. tzw. drogą birmańską. Pomoc w ramach Lend-Lease otrzymała również Wolna Francja, dominia brytyjskie, a nawet pośrednio komunistyczna Polska, której 1 i 2 Armia WP używały amerykańskiego sprzętu przekazanego wcześniej stronie sowieckiej. Całkowita wartość dostaw w ramach Lend-Lease opiewała na prawie 49 mld USD. Ta suma rozpędziła amerykańską gospodarkę.

Gdy zakończyła się II wojna światowa, a zniszczona wojną Europa pilnie potrzebowała odbudowy, Amerykanie zaproponowali European Recovery Program nazwany potocznie Planem Marshalla, od nazwiska jego twórcy sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych generała George’a Marshalla. Plan ten wszedł w życie 3 kwietnia 1948 r, i był realizowany do czerwca 1952 r. W ciągu czterech lat USA przekazały państwom Europy Zachodniej 13 mld dolarów (według obecnych przeliczeń około 107 mld dolarów) w postaci surowców mineralnych, produktów żywnościowych, kredytów i dóbr inwestycyjnych.

Ta z pozoru spora suma (rozdzielono ja pomiędzy kilkanaście państw), nie była jednak na tyle duża, aby postawić na nogi zniszczone wojną europejskie kraje. Tak naprawdę nie Europa Zachodnia była beneficjentem Planu Marshalla, ale same Stanu Zjednoczone. Okazało się bowiem, że w ramach tego planu europejskie kraje miały dokonywać zakupów od amerykańskich producentów w zamian za przekazywane im dolary. Dotyczyło to zwłaszcza tych dóbr, których w Europie brakowało wówczas najbardziej, czyli tekstyliów, półproduktów, żywności i paliw. USA zarabiały w ten sposób ogromne sumy, tym bardziej że amerykański rząd nadal utrzymywał wysokie cła na produkty przemysłowe (oscylowały one na poziomie 30–40 proc.) Amerykanie zniechęcali przy tym Europejczyków do tego, aby budowali oni swoje własne fabryki, które mogłyby produkować potrzebne im towary.

Wielu europejskich ekonomistów skłania się dzisiaj ku ocenie, że Plan Marshalla był przejawem gospodarczego imperializmu Stanów Zjednoczonych i próbą zyskania kontroli nad Europą Zachodnią w taki sam sposób, w jaki Sowieci kontrolowali Europę Wschodnią.

Inni też zarabiali na wojnie

Nie tylko Niemcy, Związek Sowiecki i Stany Zjednoczone dorobiły się na II wojnie światowej. Zarabiały na niej i to krocie, także kraje, które nie brały w niej udziału. Trzy z nich zasługują na szczególną uwagę. Pierwszy z nich to neutralna Szwajcaria, która w czasie II wojny światowej utrzymywała relacje handlowe zarówno z aliantami, jak i hitlerowską III Rzeszą. Handel pomiędzy Szwajcarią a Niemcami opierał się na wymianie barterowej, gdyż Szwajcaria była dla Niemiec ważnym źródłem twardej waluty, zwłaszcza gdy te zaczęły prowadzić wojnę ze Związkiem Sowieckim. Niemcy bardzo potrzebowali wówczas dewiz na zakup kluczowych dla ich gospodarki metali i surowców. III Rzesza zmuszona była kupować je od krajów, które nie akceptowały niemieckich marek jako środka płatniczego.

Szwajcaria nie tylko handlowała z III Rzeszą i była dostarczycielem twardej waluty dla niej. Zgodziła się również na to, aby III Rzesza mogła deponować w szwajcarskich bankach skradzione w czasie wojny złoto, głównie ofiar Holocaustu. Mało tego: sama przejęła ich konta. W latach 90. wybuchła potężna afera związana z przejęciem oszczędności ofi ar Holocaustu. Aby odeprzeć zarzuty, szwajcarski parlament powołał specjalną komisję pod przewodnictwem prof. Jeana François Bergiera, która miała zbadać sprawę. Wyniki prac komisji Bergiera sprawiły, że szwajcarskie banki zgodziły się w 2002 r. na wypłacenie krewnym ofiar Holocaustu prawie 1,25 miliarda dolarów.

Na II wojnie światowej dorobiły się również Portugalia i Hiszpania, które podobnie jak Szwajcaria oficjalnie pozostawały neutralne w czasie tego konfliktu. Niemcy potrzebowały trzech towarów: żywności, tkanin i wolframu. Szczególnie strategiczne znaczenie miał ten ostatni, bez którego niemiecki przemysł zbrojeniowy nie mógłby kontynuować produkcji. Portugalia i Hiszpania miały bogate złoża tego surowca, za który Niemcy płacili zrabowanym złotem. Wędrowało ono z reguły koleją szlakiem wiodącym z Niemiec poprzez Szwajcarię, Francję na Półwysep Iberyjski. W ten sposób Portugalia i Hiszpania stały się po Szwajcarii największymi odbiorcami nazistowskiego złota. Jak oszacował brytyjski wywiad, w ciągu czterech lat wojny do Portugalii i Hiszpanii trafiło co najmniej 135 transportów z 300 tonami nazistowskiego złota.

Potwierdziło to odkrycie, jakiego dokonano kilkanaście lat temu w Canfranc, niewielkim przejściu granicznym pomiędzy Francją a Hiszpanią. Podczas remontu tamtejszego dworca kolejowego odnalezione zostały dokumenty przewozowe niemieckich transportów kolejowych ze złotem. Wynikało z nich, że tylko od grudnia 1942 r. do grudnia 1943 r. przez przejście kolejowe w Canfranc przewieziono 86 ton złota. 74 tony zostały potem przeładowane na ciężarówki, które pojechały do portugalskiej Lizbony i Porto, natomiast pozostałe 12 ton trafiło do hiszpańskiego Madrytu. Oficjalnie jednak Portugalia i Hiszpania dbały o reputacje krajów neutralnych. I tak było do samego końca wojny.